A
mianowicie, jestem Josh, lat 18. Na tym blogu będą pojawiać się one-shoty, czy
coś takiego. Nie jestem szczególnie uzdolniony, więc przepraszam bardzo. To co
tutaj będzie się tutaj pojawiać, nie koniecznie musi być napisane przeze mnie.
Mogą się tu pojawiać Wasze wypociny. Jeśli nie macie co robić z własną
twórczością, proszę piszcie do mnie na GG: 43361771, podpiszcie się, a ja dodam
to na bloga. Acha, tak. Nie dodałem, że chodzi tu o 1D. Moje wypociny zazwyczaj
będą zawierały jakiś bromance z tego oto zespoliku, bądź – to już naprawdę
rzadko – związki heteroseksualne, z którymś z chłopaków. O którym Wy piszecie,
to już zależy od Was. Liczę, że ktoś
będzie to czytał. Każde uwagi, proszę w komentarzu. A tutaj przykład takiego
one-shota, napisanego przeze mnie.
Główny
bohater/bromance: Narry.
Udawać,
że wszystko jest tak, jak przedtem? Dobry żart. Nie da się udawać, że jest
dobrze po utracie kogoś, kogo się kochało. Nie da się. Nigdy już nie będzie
tak, jak wcześniej. Nieważne, jak bardzo bym pragnął, nic nie przywróci mi tego
chłopaka. Tak jest zawsze. Gdy w końcu zacznie się układać, znajdzie się ktoś,
kto to wszystko spieprzy. Tak było i w tym przypadku. Dlaczego ten mały,
irlandzki blondynek, którego tak cholernie kochałem, kocham, musiał znaleźć się
w tak niewłaściwym miejscu, o tak niewłaściwym czasie? Równie dobrze mogłem być
to ja. To miałem być ja .. Ale oczywiście, musiała zginąć osoba bliższa mojemu
sercu, niż nawet lewe płuco. Cholera. Kiedy widziałem, jak spuszczali tę
trumnę, miałem ochotę sam poprosić kogoś o wzięcie siekiery i osobiste
zarąbanie mnie nią. W sumie, to poprosiłem Zayna o coś mniej więcej podobnego.
Mimo, że minęło już prawie pół roku od kiedy to się stało, to wciąż obwiniam
siebie. On na to nie zasłużył. Nie zasłużył sobie na śmierć. Brak mi jego
zaraźliwego śmiechu, tych oczu, tej blond czupryny. Brak mi jego wrażliwego
serca .. Reszta chłopaków myśli, że już mi lepiej. Gówno prawda. Nigdy tego nie
zrozumieją.
{Cut}
Ostatni
raz przeczytawszy mój list adresowany do Niall’a, wszedłem do łazienki. Rozebrawszy
się do bielizny, chwyciłem w dłonie, wcześniej przygotowany nóż i zasiadłem na
zimnych kafelkach. Uśmiechnąłem się do siebie, ostatni już razi zrobiłem
pierwsze nacięcie, począwszy od nóg. Narastający ból był w tym momencie jedynie
przyjemnością. Wraz z krwią, ulatywały złe emocje, cała zła energia. Podobało
mi się to. Zrobiłem kolejne nacięcie, tym razem na drugiej nodze. Nie
przestawałem, to było tak cholernie dobre. Następny był brzuch. Nie mogłem się doczekać spotkania z
blondynem. Było już tak blisko. W końcu, zrobiłem nacięcie na dłoni w pobliżu żył. Później kolejne, następne. Ktoś
wszedł do domu .. Szybko Harry, szybko. Ścisnąłem nóż i wbiłem go sobie w rękę.
Ból, był rozrywający, jednak trafiłem prosto, centralnie w żyłę. Dobrze, Styles
.. Wtem, drzwi się otworzyły, a ja zobaczyłem Louisa. Był jednak rozmazany.
Usłyszałem już tylko stłumiony dźwięk jego głosu. Odpłynąłem ..
*
Tak,
o to moja psychika. Proszę, nie róbcie tego w domu, oraz od razu przepraszam,
za uszczerbek na zdrowiu ..
+
tego bloga będę prowadził, aż mi się nie znudzi.
Dziękuję, Joshua.