Sunday, July 29, 2012

"A teraz zostały mi tylko wspomnienia.."


Bromance: Lilo.
Ilość wyrazów: 1132
Autorka: Martyna.

„A teraz zostały mi tylko wspomnienia..”

Zimne strugi wody odbijały się od mojego rozgrzanego ciała. Na samą myśl o NIM, o jego uśmiechu, widocznych kościach policzkowych  i o oczach robiło mi się gorąco. Choć znałem go od dawna to dopiero kilka tygodni temu doszła do mnie myśl, że jest on kimś więcej, niż przyjacielem. Zakręciłem kurki i wyszedłem spod prysznica, owijając się ręcznikiem w pasie. Pogwizdując wszedłem do salonu.
- Boże, Loueh! Co Ty tu robisz? – Skuliłem się, przypominając sobie, że stoję przed nim prawie nagi.
- Głuptasie, zapomniałeś, że dorobiliśmy mi klucze. – Wstał. W ręku trzymał dwie butelki piwa. – Wiem, miałem wpadać tylko w wyjątkowych sytuacjach, ale tę możemy tak nazwać. – Posłał mi uroczy uśmiech.
- A co to za  święto? – Zapytałem, błądząc wzrokiem po pokoju, w poszukiwaniu bokserek. [czyt. czystych bokserek].
- Zachciało mi się napić  piwa, a nie miałem z kim, więc pomyślałem o Tobie. – Wrócił na miejsce i włączył TV. – Nie masz nic przeciwko? – Zapytał retorycznie.
- N..nie. Pozwól, że tylko coś na siebie wrzucę. – Odwróciłem się na pięcie i wróciłem do łazienki.
„Liam, uspokój się. Pomyślał o Tobie, bo jesteś jego kumplem. Nic więcej. A może mu dziś powiem ..” – W mojej głowie wiły się przeróżne pomysły, ale wiedziałem jedno. Mam ochotę się najebać i to porządnie.
Po włożeniu na siebie przypadkowych ubrań, wróciłem do pokoju w którym znajdować się Louis. Piwa poszły w obrót. Okazało się, że te dwie butelki to dopiero początek. Piliśmy jedno, za drugim. Po trzecim straciłem rachubę. Rozmowy zrobiły się luźniejsze, a język zaczął się plątać. Gdy nie wiedziałem gdzie się znajduję, czyjeś silne ramiona postawiły mnie do pionu i zaprowadziły do sypialni. Odpłynąłem w objęcia morfeusza.
Po obudzeniu się, czułem silny ból z tyłu głowy. Piękny zapach kawy kusił, by wstać. Zastanawiałem się, kto mógł z samego rana robić mi śniadanie. Wczorajszy wieczór zapamiętałem jako jedną, wielką, czarną pustkę. W duchu modliłem się, żeby to nie było „kobieta na jedną noc”. Odsłoniłem kołdrę. Uf, na  szczęście byłem w ubraniach. Z wieloma przeszkodami, wreszcie wstałem. Zaraz po wyjściu z pokoju, skierowałem się do łazienki. Korytarz ciągnął się w nieskończoność, a ja coraz bardziej żałowałem, że nie mam przejścia przez pokój. Pierwsze co zrobiłem, to przemyłem twarz zimną wodą. Nagłe pobudzenie. Gdy sięgnąłem po ręcznik spojrzałem w lustro i mało nie zacząłem piszczeć. Tak, piszczeć jak mała dziewczynka, która zobaczyła klauna w cyrku. W odbiciu ujrzałem brzydką kopię mnie. Podkrążone oczy, lekki poranny zarost, blada cera, roztrzepane włosy. Temu, kto właśnie był w mojej kuchni, współczułem widoku, który jest nieunikniony. Nic nie robiąc ze sobą, zszedłem na dół. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Mianowicie, w mojej kuchni w fartuszku ze świętym Mikołajem (przypomnę, że mamy środek lata), który dostałem od siostry, podśpiewując piosenkę, którą  właśnie puszczała stacja radiowa, krząta  się Louis. Pilnie skupiony na krojeniu sera żółtego na kanapki.
- Co tam? - Zapytałem, podnosząc głos, by przekrzyczeć radio. Usiadłem na krześle. Szatyn w odpowiedzi podskoczył przestraszony, mało nie wbijając sobie noża w rękę.
- Nigdy więcej się tak nie skradaj. – Zmierzył mnie wzrokiem. – Przygotowałem śniadanie i kawę. – Postawił przede mną talerz z czterema kromkami chleba, przy czym każda miała co innego. Oraz mój ulubiony zielony kubek z aromatycznymi ziarnami. Oblizałem usta i zacząłem konsumpcję. Przyznam smakowały pysznie. Przyjaciel usiadł na wprost mnie, bacznie mi się przyglądając.
- Liam .. – Zaczął niepewnie. Podniosłem wzrok znad talerza.
- Hm? – Mruknąłem z pełną buzią, przełykając kęs.
- Wczoraj po  pijaku powiedziałeś mi coś, uh .. dziwnego. – Wiedziałem, że był zakłopotany. – Czytałem, kiedyś, gdzieś, że pijani ludzie mówią w pewnym stopniu prawdę .. I .. – Zaciął. Przeczesał ręką włosy.
- No wyduś to z siebie. – Bałem się. Odsunąłem od siebie talerz, bliżej przysuwając kubek. Oplotłem go palcami.
- Uh, powiedziałeś, że mnie kochasz .. ! – Niemal wykrzyczał, przymykając oczy. Jakby wstydził się tego, co powiedział.
Zamarłem. Mogłem, albo robić z siebie głupka i mówić, że kocham go jako przyjaciela, albo wyjawić mu prawdę. Upiłem łyk kawy.
- Boo Bear, zabawne, że w takich okolicznościach Ci to mówię, trochę inaczej to sobie wyobrażałem. Tak, od kilku tygodni czuję, że mi się podobasz. I nie przerywaj mi .. – Wtrąciłem widząc, że bierze powietrze. – To musi być dziwne, gdy przyjaciel mówi Ci o zauroczeniu Twoją osobą. Sam myślałem, że jestem hetero, ale .. Niestety nie. Tak Loueh, kocham Cię. – Ostatnie słowa prawie wyszeptałem.
- Hahaha, co? – Oburzony wstał z krzesła. – Właśnie w tej chwili dowiedziałem się, że mój przyjaciel nie dość, że jest pedałem – Powiedział to zdanie dosyć mocno akcentując ostatnie słowo. – To na dodatek właśnie we mnie się zakochał. Sorry, nie mamy o czym rozmawiać. Nigdy nie będę jakimś homo i Liam .. ja Cię tylko lubię. Nie kocham Cię, rozumiesz? – Wykrzyczał mi w twarz. Jednym ruchem ręki zdjął fartuszek. Rzucił się ku drzwiom. Usłyszałem trzask drzwi .. wyszedł. A ja? Ja siedziałem jak zastygnięty. Nie mogłem ogarnąć tego, co przed chwilą się stało. Takie banalne wydarzenie, a zmieniło całkowicie moje życie. Czułem zaschnięte łzy na policzkach. Wstałem, prawie przewracając krzesło. Pobiegłem do sypialni, uruchamiając laptopa. „Żeby jeszcze jakieś były ..” – Modliłem się w duchu.

Loueh.

„Co Ty durniu do cholery robisz?!” – Byłem wściekły na siebie. Nie powinienem był go tak traktować. Czy ja też coś do niego czuję? Nie, nie i jeszcze raz nie. Jestem hetero, a Liam to tylko mój kumpel. Zaraz .. kumpli się tak nie traktuje .. Błąkałem się nad brzegiem Tamizy myśląc, co dalej? Wiedziałem, że muszę go przeprosić. Ale jak? Sms’em – nie. Zbyt banalnie, zbyt zwyczajnie. Cóż, musiałem wrócić do jego domu. To jedyne, racjonalne wyjście, które przyszło mi teraz do głowy. Wskoczyłem do pierwszej lepszej taksówki. Powiedziałem adres i ruszyliśmy.
Otwierając drzwi, użyłem mojego dorobionego klucza.
- Liam! – Krzyczałem, przekraczając próg. – Liam, musimy porozmawiać. – Stanąłem na  środku kuchni. Talerz i kubek po kawie jeszcze stały na blacie barku. – Liam? – Zacząłem zaglądać do każdego pomieszczenia. – Liam?! Nie mam ochoty bawić się w kotka i myszkę, lub chowanego! Liam, odezwij się! – Wchodziłem po schodach do sypialni, pusto. Gdzie on mógł być? Nie wiedziałem, że aż tak go skrzywdzę. Usiadłem załamany na łóżku, ale poczułem coś szeleszczącego pod pośladkami. Podniosłem się. Okazało się, że zasiadłem na jakiejś kartce. Starannie ją otworzyłem.


„ Louis, nie wiem czy wrócisz, czy nie, lecz wolę Ci to napisać. Wyjeżdżam. Zapomnij, że przyjaźniłeś się z kimś takim jak Liam Payne. Zapomnij te 18 lat spędzonych razem. Zacznij życie na nowo, bez Twojego kolegi P E D A Ł A.

Trzymaj się, Liam.”


Dzwoniłem, pisałem, kontaktowałem się z rodziną. Nic odbiera i nikt nic nie wiem. Pewnie go kryją, ale nic nie mogę na to poradzić. Minęło 5 lat od kiedy widzieliśmy się po raz ostatni. Pięć długich i samotnych lat. Żałowałem, że tak wtedy zareagowałem. Gdy wyjechał, zobaczyłem jaki jestem pusty bez niego. Teraz to wiem, kochałem go, ale nie umiałem się do tego przyznać przed samym sobą. A teraz zostały mi tylko wspomnienia ..
~
Dobry wieczór. Tak, w końcu coś. Tak na pocieszenie – nikt nie umarł. Nowość, nie? Cóż. Od siebie powiem jedynie, że początkowa reakcja Louisa w tym imaginie mnie bardzo zasmuciła, ale to pomińmy. Martyna kazała mi przekazać, że jest bardzo zaszczycona, a to powyżej to prezent, czy coś. Nie ogarniam, dobranoc.
- Joshua.

Tuesday, July 10, 2012

Imagin, Ziall.


Bromance: Ziall.
Ilość wyrazów: 1063.
Autorka: Martyna (TT @NouisConda)

Krążyłem po domu bez celu. Czekałem, aż w drzwiach stanie ON. Ten sam i niezmienny od roku, Zayn. Dziś to wszystko miało się skończyć. Powoli zacząłem układać przemowę, którą chciałem mu wygłosić, ale zawsze zatrzymywałem się na pierwszym zdaniu z wielką gulą w gardle, powstrzymując łzy.  Rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Nacisnąłem klamkę. Za progiem ukazała mi się twarz mulata. Puścił mi szybki uśmieszek i (dosłownie) rzucił się na mnie. Przycisnął mnie do ściany i nachalnie wepchał mi język do buzi. Nie powiem, że mi się nie podobało, ale to nie był odpowiedni moment.
- Już nigdy nie wyjeżdżaj do Mullingar na tak długo. – Powiedział w przerwie na złapanie oddechu. Wykorzystałem ten moment, kładąc mu palec  na ustach i delikatnie odpychając od siebie.
- Zayn .. – Zacząłem, choć w mojej głowie jeszcze nie powstała żadna sensowna wersja zdania. Popatrzyłem w jego tęczówki. Były .. zagubione? Musiałem mu to wyjawić.
- Zayn, ja umrę. – Palnąłem się ręką w czoło. Brawo Niall, nawet nie umiesz w normalny sposób powiedzieć o tak ważnej spawie. Malik zaśmiał się głośno. – Kocie, co Ci przyszło do głowy, przy mnie nie ma mowy, żebyś um..
- Nie byłem w Mullingar. – Przerwałem, podnosząc wzrok ze skarpetek, na jego twarz. – Znaczy byłem. – Kolejna bezsensowna odpowiedź. – Ale najpierw pojechałem do szpitala. Tam robili rutynowe badania. Przetrzymali mnie. Okazało się, że mam raka.- Chłopak z  nadmiaru wiadomości, oklapł na najbliższym fotelu. Głośno przełknąłem ślinę i kontynuowałem. – Już nie da się nic zrobić. Niedługo zaczną mi wypadać  włosy, zacznę tracić siły. Nie poddam się bez walki, o to możesz być spokojny. Więc, po diagnozie pojechałem do domu, żeby to wszystko zrozumieć, poukładać. Teraz  możesz wyjść, nie trzymam Cię na siłę, ani na litość. Zayn jednak dalej siedział w tym samym miejscu.
- Ej, słyszysz? Zostaw mnie! Wyjdź! Zayn, kurwa! – Krzyczałem. Powolnie wstał z miejsca. Podszedł do mnie. Nie odzywał się. Zawsze tak robił. Gdy ktoś krzyczał, on on czekał, aż ta osoba wyrzuci z siebie wszystko i dopiero zaczynał mówić. Gdy skończyłem przedstawienie, przybliżył  się do mnie jeszcze bardziej i najspokojniejszym głosem powiedział.
- Nie zostawię Cię, nigdy. Zbyt cię kocham. Będę z Tobą przez te trudne chwile. Dopóki chemia zacznie działać Niall, przejdziemy przez to razem. Rozumiesz? – Przyciągnął mnie do siebie. Schowałem twarz w jego zagłębieniu i zacząłem cicho płakać. Taki chłopak to prawdziwy skarb.
- Ale ja  niedługo stracę włosy. Nie chcę, żebyś to oglądał. – Wyszeptałem niewyraźnie oplatając jego szyję ciepłym oddechem. Odsunął mnie na długość ramion. Spojrzał mi w oczy.
- Jak chcesz, ja zetnę włosy i oddam Ci je. Chociaż nie wiem, czy w czerni będziesz się dobrze czuł, więc najpierw je zafarbuję i poprzyklejamy je tu i tutaj. – Zaczął czochrać mi włosy. Zgrywał się. Udawał, że nie cierpi, ale jego oczy mówiły co innego. – To jak, pasuje Ci ten układ? – Zapytał i pocałował mnie w czubek głowy.
- Zayn, Ty chyba czegoś nie zrozumiałeś. Ja umrę. Za kilka miesięcy zniknę .. – Chłopak głośno wypuścił powietrze. Jego klatka piersiowa zapadła, a w kąciku pokazała się łza.
- Nie umrzesz! Nie zrobisz mi tego! – Zaczął się potrząsać. Płakał i krzyczał. Wiedziałem, że musi to z siebie wyrzucić. – Nie zostawisz mnie! Nie zrobisz tego! Niall, proszę! – Ostatnie słowa wyszeptał. Przeszedł mnie dreszcz i też zacząłem płakać. Wtuliłem się w niego. Oboje staliśmy i płakaliśmy. Ta bezradność nas dobijała.
*
Kolejne miesiące były ciężkie i dla Nialla jak i dla Zayna. Irlandczyk ostatnimi czasy w ogóle nie wychodził ze szpitala, dodatkowo był załamany łysiną, lecz nie poddawał się. Miał dla kogo walczyć. Jego chłopak całe dnie siedział w szpitalu, czasami nawet nocował.
- Zayn, nie chcę żebyś patrzył jak umieram.
- Nie umierasz, nie mów tak. – Zaprzeczał choć dobrze wiedział, że stan Nialla jest coraz gorszy. Jego organizm przestał odpowiadać na chemię.
- Nie chcę, żebyś patrzył na mnie jak jestem łysy. – Ciągnął dalej.
- Jesteś piękny. – Ujął jego rękę i całował jego kostki.
- Bo to Ty jesteś moim chłopakiem, Zayn. – Wiedział, że nie warto się kłócić. Chciał te chwile spędzić jak najlepiej. Mula wstał i położył się na krawędzi łóżka, kładąc głowę na torsie Nialla. Blondyn czuł jego ciepło. Jego miłość. Czuł się świetnie, choć wiedział, że umiera. Obaj usnęli.
*sen*
- Kiełbaski już gotowe! Gdzie Ty jesteś? Wszystko wystygnie! Niall! – Zayn zaczął chodzić po ogrodzie. Znalazł chłopaka na jego ulubionym leżaku. Spał przytulony do gitary. Przechylił głowę by móc lepiej się przyjrzeć tej słodkiej chwili.  Zauważył, że z ręki wypadły mu kartki. Na jednej z nich widniał tytuł „Piosenka urodzinowa dla Zayna”. Zaczął czytać tekst.
- Jak chcesz, mogę Ci zaśpiewać. – Blondyn otworzył jedno oko i szeroko się uśmiechnął. Oddał mu nuty i zasiadł na wprost niego, przysuwając sobie krzesło. Pierwsze takty. I nagle ten przerażający dźwięk „piiiiiiii”
*rzeczywistość*
Zayn zerwał się z łóżka. Co ranek budził go taki sen. Wciągną na siebie za  duży sweter należący do Nialla i zszedł na dół. Nie umiał się rozstać z tą jedną rzeczą po Niallu. Była przesiąknięta nim. Kochał jego zapach. Kochał poczuć się choć przez chwilę jak w jego ramionach. W kuchni zastał mamę.
- Synku, prosiłam Cię, abyś spakował ten sweter. – Powiedziała zrozpaczonym głosem, stawiając przed nim miskę z płatkami.
- Nie mogę. To jedyna pamiątka. – Kobieta westchnęła głośno, siadając na  wprost mulata. Choć od śmierci Nialla, minęło już prawie pół roku, Zayn niepełnie sobie radził. Zamiast chodzić  na terapię, wymykał się na cmentarz. Umiał kilka godzin siedzieć i opowiadać  Niallowi, jak minął mu dzień. Najczęściej  mówił jak mu go brakuje, lecz nie obwiniał o to jego, tylko siebie. Tak też zrobił i dziś. Gdy mama popatrzyła w okno, wybiegł z domu. Słyszał za sobą tylko smutne, rozżalone „Zayn”. Rodzicielka nie miała już siły. Starała si pomagać synowi jak tylko umiała. Nie spuszczała z niego oka i niemalże wpychała w niego jedzenie, tylko co z tego? Zayn od śmierci ukochanego, schudł ponad 20 kilo i okaleczał się wielokrotnie. Kobieta nie mogła dopuścić myśli, że jej syn męczy się po tej stronie.
Zayn jak codziennie, przysiadł na nagrobku i zaczął opowiadać. Skończyło się na wspominaniu. Wspominał ich pierwsze spotkanie, aż po ostatnie. Płakał. Na pożegnanie powiedział. „To co Leprachunie? Widzimy się z  kilka dni. Jeszcze te kilka pieprzonych dni i Cię odwiedzę.” Opuszkami palców pogłaskał zdjęcie uśmiechniętej twarzy blondyna. Wyglądał tam tak zdrowo, tak szczęśliwie. Schował ręce to kieszeni przydużych spodni. Zgarbił się i odszedł. Wiedział, że już niedługo się to wydarzy. Że go spotka i wszystko będzie jak dawniej. Chciał tego ..

Saturday, June 9, 2012

Wprowadzenie.


A mianowicie, jestem Josh, lat 18. Na tym blogu będą pojawiać się one-shoty, czy coś takiego. Nie jestem szczególnie uzdolniony, więc przepraszam bardzo. To co tutaj będzie się tutaj pojawiać, nie koniecznie musi być napisane przeze mnie. Mogą się tu pojawiać Wasze wypociny. Jeśli nie macie co robić z własną twórczością, proszę piszcie do mnie na GG: 43361771, podpiszcie się, a ja dodam to na bloga. Acha, tak. Nie dodałem, że chodzi tu o 1D. Moje wypociny zazwyczaj będą zawierały jakiś bromance z tego oto zespoliku, bądź – to już naprawdę rzadko – związki heteroseksualne, z którymś z chłopaków. O którym Wy piszecie, to już  zależy od Was. Liczę, że ktoś będzie to czytał. Każde uwagi, proszę w komentarzu. A tutaj przykład takiego one-shota, napisanego przeze mnie.

Główny bohater/bromance: Narry.

Udawać, że wszystko jest tak, jak przedtem? Dobry żart. Nie da się udawać, że jest dobrze po utracie kogoś, kogo się kochało. Nie da się. Nigdy już nie będzie tak, jak wcześniej. Nieważne, jak bardzo bym pragnął, nic nie przywróci mi tego chłopaka. Tak jest zawsze. Gdy w końcu zacznie się układać, znajdzie się ktoś, kto to wszystko spieprzy. Tak było i w tym przypadku. Dlaczego ten mały, irlandzki blondynek, którego tak cholernie kochałem, kocham, musiał znaleźć się w tak niewłaściwym miejscu, o tak niewłaściwym czasie? Równie dobrze mogłem być to ja. To miałem być ja .. Ale oczywiście, musiała zginąć osoba bliższa mojemu sercu, niż nawet lewe płuco. Cholera. Kiedy widziałem, jak spuszczali tę trumnę, miałem ochotę sam poprosić kogoś o wzięcie siekiery i osobiste zarąbanie mnie nią. W sumie, to poprosiłem Zayna o coś mniej więcej podobnego. Mimo, że minęło już prawie pół roku od kiedy to się stało, to wciąż obwiniam siebie. On na to nie zasłużył. Nie zasłużył sobie na śmierć. Brak mi jego zaraźliwego śmiechu, tych oczu, tej blond czupryny. Brak mi jego wrażliwego serca .. Reszta chłopaków myśli, że już mi lepiej. Gówno prawda. Nigdy tego nie zrozumieją.
{Cut}
Ostatni raz przeczytawszy mój list adresowany do Niall’a, wszedłem do łazienki. Rozebrawszy się do bielizny, chwyciłem w dłonie, wcześniej przygotowany nóż i zasiadłem na zimnych kafelkach. Uśmiechnąłem się do siebie, ostatni już razi zrobiłem pierwsze nacięcie, począwszy od nóg. Narastający ból był w tym momencie jedynie przyjemnością. Wraz z krwią, ulatywały złe emocje, cała zła energia. Podobało mi się to. Zrobiłem kolejne nacięcie, tym razem na drugiej nodze. Nie przestawałem, to było tak cholernie dobre. Następny był brzuch.  Nie mogłem się doczekać spotkania z blondynem. Było już tak blisko. W końcu, zrobiłem nacięcie na dłoni w  pobliżu żył. Później kolejne, następne. Ktoś wszedł do domu .. Szybko Harry, szybko. Ścisnąłem nóż i wbiłem go sobie w rękę. Ból, był rozrywający, jednak trafiłem prosto, centralnie w żyłę. Dobrze, Styles .. Wtem, drzwi się otworzyły, a ja zobaczyłem Louisa. Był jednak rozmazany. Usłyszałem już tylko stłumiony dźwięk jego głosu. Odpłynąłem ..
*
Tak, o to moja psychika. Proszę, nie róbcie tego w domu, oraz od razu przepraszam, za uszczerbek na zdrowiu ..
+ tego bloga będę prowadził, aż mi się nie znudzi.
Dziękuję, Joshua.

About Me

Ania & Martyna, czasami jeszcze Josh.